Najprzyjemniejsza wpadka mydlarska, jaka przytrafila mi sie do tej pory ;-))
Zdarzyla sie podczas wykonywania mydla specjalna technika, tzw. ubijania. Chcialam uzyskac efekt kremu/ubitej smietany i udekorowac nim Malinowa Lemoniade (odsylam do notki o tym mydle). Zadzwonil telefon, oczywiscie zagadalam sie, oczywiscie myslac, ze mam (oczywiscie) wszystko pod kontrola :)))
Gdy odlozylam sluchawke, zauwazylam niepokojace oznaki szybkiego twardnienia mojego kremu. "Kolego Kremie", mowie, "nie tak szybko, a co z dekorowaniem"? "Mam dosyc tego ubijania, podczas gdy Ty gadasz i gadasz! Zwijam sie, bye"!! Wznioslam oczy do niebios: prosze, tylko nie to! Tyle skladnikow zmarnowanych, drogocennych...Tyle pracy! Ta technika wymaga specjalnego przygotowania skladnikow, dlugiego ubijania. Tylko nie to!
Juz chcialam zaczac wygarniac stwardniala mase celem wyrzucenia do smieci, gdy przyszla mi do glowy taka mysl: a co bys zrobila, gdybys chciala ratowac krem do tortu? No jak to co, dodawac tluszczu z jakiego robie krem po odrobinie i laczyc z problematycznym kremem, liczac na to, ze masa z tluszczem utworzy gladka konsystencje....
Co stoi na przeszkodzie, zebys sprobowala tego samego z kremem mydlanym? Wlasciwie nic, moge sprobowac, zobaczymy co z tego wyjdzie. Jak pomyslalam, tak zrobilam, przez dlugi czas powatpiewajac, ze ta cala "akcja ratownicza" ma sens. W koncu mydlo, to nie krem do tortu, choc skladniki nawet podobne....??
Po dluzszym czasie ubijania, podlewajac mase cienka struzka olejem roslinnym, konsystencja zaczela sie rozluzniac, az do uzyskania efektu pianki. Pianka zaczela sie robic puchata, lekko sie rwala, wygladala smakowicie i pachniala malinami. Uhmmmm, pomyslalam, czyzby cos z tego mialo wyjsc??
:-)))
Zaczelam w tej piance dostrzegac cos co przypominalo mi amerykanskie slodkie pianki, czyli marshmallows. Takie jak na ponizszym zdjeciu :))))(fot. examiner.com)
Majac juz koncepcje na wykorzystanie pachnacej pianki, polowe porcji zabarwilam kilkoma kroplami rozowego barwnika. Mase zaczelam przekladac do plaskiej formy, lyzka za lyzka, na przemian masa rozowa i biala. Bedac zadowolona z efektu, lekko odurzona malinowym zapachem, sypnelam na wierzch odrobine czerwonego brokatu;-))
Jak szalec, to szalec!
Nastepnego dnia pokroilam pianke na male kawalki i powstalo mydlane Marshmallows! Mydelko jeszcze sobie troche polezakuje. Gdy bedzie gotowe, zapakuje po kilka sztuk do celofanowych torebek.
Mydelko na prezent jak znalazl :-))
I kto mi nie powie, ze to musial byc aniol? :-)
Pachnace malinami, Piankowe Mydlane Marshmallows!!
"There Must Be An Angel" :))))
Annie Lennox
Pomysl i realizacja sesji fotograficznej: Malgosia S. & SoapBakery
Slabne ,powietrza mi brak.........Twoje Baby mnie oslabia.....a moze to Ty???!!!!
OdpowiedzUsuńA teraz najwyzszy czas czas na wniosek:-by rodzily sie dziela sztuki pachnacej i pieniacej ,dlugie gadanie przez telefon jest wrecz wymagane!!!!!!
By nie zwlekac,juz biegne po telefon..............
Marta, chyba nasze baby :)) Oby takie wpadki tak sie zawsze zakanczaly ;-))
OdpowiedzUsuńAmen!!!!!!
OdpowiedzUsuńZapragnęłam wszystkich Twoich mydeł! I marshmallow, i kawy latte, i pure soap, i pomidorowego.... wszystkich po kolei !
OdpowiedzUsuńMiauka, ale sie ciesze, ze mnie odwiedzilas:) Dzieki za uznanie!
OdpowiedzUsuńJestem:))) Przeczytalam wszystko do poczatku. Lush i Sabon to moje ulubione sklepy z mydlami i roznymi cudami do kapieli:)) Oprocz tego czasem kupuje tez czesto handmade mydelka z roznych zrodel. Glownie dla Wspanialego, bo on alergik zakochany w mydlach z oliwy, a ja to juz sobie puszczam wodze fantazji:)))
OdpowiedzUsuńStardust, ja sie czuje powoli jak za dawnych czasow, takie fajne odwiedziny dzisiaj u mnie!!
OdpowiedzUsuńNie mamy tutaj Sabon, mamy Lusha. Gdy wchodze do Lusha to na min. godzine i wychodze z siatka mydla, mimo faktu, ze mam swojego pod dostatkiem. Choroba jakas. Nieuleczalna!!!
SB--> Dawne czasy jednak nie wracaja;) moze to i lepiej, kto wie..
OdpowiedzUsuńLusha odkrylam na dlugo zanim otworzyl w NYC, moi szwedzcy znajomi przywozili rozne cudenka z podrozy do Szwecji i sie zakochalam.
Sabon jest troche inny, ale tez ma bardzo ciekawe produkty. Ja lubie wkladac kawalki mydelek miedzy posciel i reczniki. Cudnie pachna, a ostatnio dostalam z Sabon duzo malych probek, ktore sie akurat doskonale nadaja do tego celu. Choroba jest moze i nieuleczalna, ale za to jaka przyjemna:)))
Juz Cie zalinkowalam, wiec nie przegapie.
Super, ciesze sie, ze bedziesz mnie odwiedzac!
OdpowiedzUsuńMagda a dlaczego nie aktualizujesz się w mojej linkowni? Inne blogi pokazują, że jest coś nowego a Twój jak zaczarowany stoi na malinowej lemoniadzie i koniec :(
OdpowiedzUsuńMagda- u mnie to samo, co u Anovi, zajrzałam przypadkiem...
OdpowiedzUsuńPiękne to mydełko :)
Anovi, agik-nie mam pojecia. Chyba nie mam wplywu na aktualizacje, to sie powinno robic automatcyznie?
OdpowiedzUsuńMagda, czy Ty sprzedajesz swoje mydełka gdzieś?
OdpowiedzUsuńMiauka, mydla wysylam na specjalne zamowienie.
OdpowiedzUsuńNapisze maila do Ciebie. Pozdrawiam!!
Malinowe Marshmallows rozwaliły mnie totalnie ... leciutkie, puchate, bosko pachnące .. te piankowe kostki przywołały we mnie wspomnienia z dzieciństwa, kiedy to z braku jakichkolwiek słodkości nasze mamy przyrządzały różne różności ... ja zapamiętałam smak, kosystencję, wygląd domowego ptasiego mleczka z malinowej galaretki i skondensowanego mleka ... ha, kilka dni temu sama zrobiłam ten przysmak dzieciństwa i to jest to ! ... mydlane kostki Marshmallows właśnie tak wyglądają ... mniam, puszysta, piankowa, pachnąca rozkosz i aksamitne ciało po :))) Madziu, właśnie przez przydek powstało wiele znakomitych dzieł, Twoje Marshmallows do nich się zaliczają, są genialne i chcę wiecej, właśnie piankowe mydełka :)))
OdpowiedzUsuń